mam 28 lat, choruję na zespół Marfana tak jak Wy i wiele schorzeń. Na co dzień bywa różnie, raz lepiej, raz gorzej, ale z pomocą rodziny jakoś sobie radzę.
Do 27 roku życia miałam umiarkowany stopień niepełnosprawności. W tym roku go straciłam, bo mam pracę, szkoła za mną i jak usłyszałam od lekarza – nie mam poważniejszych powikłań. Ani tętniaka aorty wymagającego operacji czy retinopatii ze względu na moją cukrzycę typu I.
Za mną operacja lejkowatej klatki, płuca z powodu odmy samoistnej, duża krótkowzroczność, nadciśnienie tętnicze, problemy z nogą, choroby tarczycy i endokrynologiczne. Może nie są śmiertelne, ale wpływają na mój wygląd, kondycję i samopoczucie przez co bywa ciężko. Tylko ja sama wiem, jaki jest stan mojego zdrowia.
Czy naprawdę tak bardzo pozmieniało się w orzecznictwie, że mój stan zdrowia nie kwalifikuje się do stopnia umiarkowanego?
Czy naprawdę musi stać się coś gorszego z moim zdrowiem żebym dostała taki stopień, jak w poprzednich latach?
Dziwię się po prostu, bo mam kolegę, który ma cukrzycę, jest trenerem personalnym na siłowni i ma lekki stopień niepełnosprawności.
Ja mam cały bagaż schorzeń i chorobę genetyczną i jest podobnie.
A jak jest u Was? Jaki stopień o niepełnosprawności posiadacie?
Czy jest sens odwoływać się do Sądu pracy i ubezpieczeń społecznych?
Jak wygląda ten proces, ile trwa i na co się przygotować? Jeśli ktoś chciałby podzielić się doświadczeniem to będę bardzo wdzięczna
